Bożonarodzeniowa szopka to jeden z najbardziej wyrazistych symboli chrześcijańskich. Jej tradycje sięgają odległych czasów, kiedy między 24 a 25 grudnia odgrywano luźne sceny narodzin Chrystusa. Na pewno też te dawne obyczaje nie wzięły się znikąd – podobnie jak w przypadku umownej daty świąt, źródeł należałoby się doszukiwać w jakiś pogańskich rytuałach. Pierwszą – żywą – szopkę zainscenizował św. Franciszek w wigilijną noc roku 1223, on sam jest uznawany za autora owego zwyczaju. Szopka z figurami ujrzała światło dzienne w 1286 roku, a najstarszy dzisiaj znany, egzemplarz przechowuje rzymska Bazylika Santa Maria Maggiore. Z biegiem lat przybrała monumentalne – marmurowe lub drewniane – oblicze i rozprzestrzeniała się po kościołach środkowych oraz południowych Włoch. Po dziś dzień ów zwyczaj jest tam silnie zakorzenionym.in. w Kampanii, gdzie istnieje tradycyjna szopka neapolitańska.
Uchodzi ona za najciekawszą, najbarwniejszą i najbardziej charakterystyczną w całych Włoszech. Razem z wigilijnym menu, z tombola napoletana (rodzaj gry w bingo) oraz z zampognari, czyli z ulicznymi grajkami śpiewającymi bożonarodzeniowe pieśni, układa się w silnie osadzoną, świąteczną tradycję. Szopka ta ma w sobie coś wyjątkowego, coś co powoduje, że nie jest możliwym zrozumienie jej symboliki, bez znajomości historii miasta. Narodziny małego Jezusa są wyobrażone w scenerii dogłębnie neapolitańskiej, a zatem wśród mieszkańców i na tle wąskich uliczek historycznej części metropolii oraz górzystego, kampańskiego krajobrazu. Dobro i łaska rodzą się pośród zwykłych obywateli – winiarzy, tkaczy, garncarzy i rzeźników. Realizm scen podkreślają dodatkowo rekwizyty – studnia, piec, koszyk warzyw lub ryb, chleb, oraz mimika i gestykulacja figurek odzianych w stroje z epoki. Dzisiaj neapolitańczycy chętnie dodają postacie wyobrażające piłkarzy drużyny Napoli, karykatury polityków, gwiazd muzyki, czy bohaterów brukowców…
Początki tradycji sięgają roku 1535, kiedy to jeden z kapłanów, niejaki Gaetano da Thiene, uparł się aby pasterze w jego szopce ubrani byli w tradycyjne stroje neapolitańskie. Jednak największe triumfy szopka święciła w XVIII wieku, za panowania Burbonów. Właśnie wtedy narodziły się prawdziwe rękodzieło i profesjonalne warsztaty. Wieść niesie, że Karol III sam konstruował szopki w czasie gdy jego małżonka wspólnie z damami dworu szyły stroje dla figurek. Podczas Bożego Narodzenia, wykonane w drewnie lub drzewie korkowym, zdobione żywymi kolorami, szopki dekorowały pałace, mieszczańskie kamienice i biedne domostwa. Często były dziełem głośnych architektów, rzeźbiarzy, krawców i złotników. Mogły też pełnić rolę świątecznych prezentów.
Kluczowe dla szopki neapolitańskiej są trzy, powtarzające się sceny. 1. Narodziny dzieciątka, Maria i Józef z pasterzami, z aniołami, z osłem i bawołem, wszyscy oni wyobrażeni wewnątrz groty, w stajni, albo w ruinach pogańskiej świątyni. 2. Zajazd, gospoda, bądź też tawerna, a więc miejsce, gdzie zgodnie z Ewangelią odmówiono gościny strudzonym wędrowcom. Wśród postaci występuje karczmarz z żoną, siedzący przy jednym ze stołów gracze, pijaczyna i wiele innych osobistości, symbolizujących 7 grzechów głównych. 3. Ostatnia scena przedstawia zwiastowanie pasterzom. Mimo że tzw. szopka popularna, jak i ta najgłośniejsza, XVIII. wieczna różnią się rozplanowaniem poszczególnych scen i relacjami jakie zachodzą między nimi, to jednak niektóre pozostają niezmienne. Wśród nich należy wymienić strumyk z wodą, albo fontannę, symbolizujące życie, praczki, czyli alegorię czystości i młyn produkujący mąkę, oznaczający Jezusa pod postacią Chleba Żywego. Zawsze też pojawia się pałac Heroda. Z nadejściem XIX wieku zaczęto konstruować szopki na własną modłę, sceneria stała się lekko chaotyczna, ale technika i całokształt niezmienne.
W zabytkowej części Neapolu wije się głośnia via San Gregorio Armeno, zwana też via dei Presepi. Mieszczą się tam warsztaty od wieków zajmujące się produkcją szopek. Są otwarte przez okrągły rok i zawsze pełne turystów. W grudniu to obowiązkowy kierunek dla każdego mieszkańca miasta i okolicy, szukającego nowych figurek oraz świątecznych dekoracji. Pamiętam, że w zeszłym roku pokonanie tej wąskiej uliczki było ogromnym wyzwaniem. Jednak wrażeń, które zostały, które są zbitkiem zauroczenia, wzruszenia świąteczną atmosferą, ale też jedynego w swoim rodzaju poczucia kiczu nie zamieniłabym na nic innego.
P. S. Jak zawsze serdecznie zapraszam na blogowego Facebooka oraz na Instagrama. Zamieszczam tam więcej ciekawostek, więcej zdjęć, po prostu więcej Włoch.