W słonecznej Italii panuje kryzys, w konsekwencji czego wszyscy szukają oszczędności. Doszło już nawet do tego, że w ofertach pracy ludzie w ramach wynagrodzenia nie proponują pieniędzy, a własne usługi, i tak fryzjer szuka sprzątaczki, której oferuje cotygodniowe dbanie o włosy, a zapracowane rodziny szukają opiekunek do dzieci w zamian za dach nad głową. Ilości wina spożywane przez nas w domu podobno wykraczają poza wszelkie standardy, dlatego, w ramach oszczędności, postanowiliśmy sami zabutelkować dwa pełne baniaki białego wina, czyli ok. 160 butelek.
Przygotowania do tego wydarzenia zaczęły się już kilka miesięcy temu. Należało wszak zbierać i myć kolejne puste butle. Z końcem lipca zakupiliśmy wino u producenta, zamówiliśmy własne etykiety, a całą operację zaplanowaliśmy na okres między 7 a 17 sierpnia (podobno należy uwzględnić pełnię księżyca). W ostatnią sobotę zabraliśmy się do pracy.
Jest to jedno z tych zajęć, które wykonuje się na świeżym powietrzu. Na początku należy starannie przepłukać wszystkie butelki odrobiną wina. Następnie, za pomocą specjalnego węża, napełnia się je jedna po drugiej (to jest najlepszy moment na degustację), a w końcu – dzięki specjalnej maszynie – korkuje. Ostatni krok, to wyczyszczenie butelek, przyklejenie na każdej odpowiedniej etykiety i schowanie w piwnicy.
Mimo że opis krótki, to praca wcale nie jest łatwa. Po kilku godzinach zaczyna dokuczać głód, a suta kolacja we włoskim stylu, zakrapiana własnoręcznie butelkowanym winem, zdaje się być najlepszą nagrodą.






