Neapol („Nàpule” w dialekcie lokalnym) jest jedyny w swoim rodzaju. Jest brudny, jest duszny, jest głośny i chaotyczny. Miasto to nie ma nic wspólnego z dzisiejszymi metropoliami, gdzie zabytkowe centrum świeci czystością, a osiedla mieszkaniowe są zaplanowane niemal co do milimetra. Neapol nie jest nadęty, ani nie lansuje się. Tam wszystko ma inny wymiar, a granica między kiczem a dobrym gustem wydaje się w Neapolu nie istnieć.
Tłok na ulicach, poobijane samochody, nierespektujące wydzielonych pasów ruchu, ani znaków drogowych. Wszyscy na siebie trąbią, gestykulują i krzyczą, używając przy tym charakterystycznego dialektu. Zniszczone, obskurne kamienice, zagracone balkony. Bary pełne ludzi i śmieci wijących się po podłodze, serwujące bodajże najlepszą kawę we Włoszech. Niezliczone cukiernie, wprawiające w całkowite niezdecydowanie, co do wyboru słodkości. Pizza.
Przesyt kościołów. Każdy wypełniony złotem, świecidełkami, tandetnymi figurkami świętych. Świeczki, wstążki, niekończące się kaplice i kobiety w czerni. Kiczowate procesje wijące się krętymi, wąskimi ulicami Neapolu. San Gennaro – patron miasta i jego relikwie. Via San Gregorio Armeno, nazywana także Via dei Pastori w zabytkowym centrum. Tam mieści się siedziba warsztatów pracujących przez cały rok nad głośnymi, neapolitańskimi szopkami bożonarodzeniowymi. „Botteghi” (warsztaty) można zwiedzać na okrągło, niewątpliwie jednak największe wrażenie uliczka robi w grudniu. Nieodłączny tłum ludzi i chaos, okropne figurki, pozytywki, bombki i szopki strugane w drewnie. Swoista mekka mieszkańców Kampanii. Dla nich wyprawa w te strony jest obowiązkowa zawsze przed Świętami. I znowu pizza.
Galleria Umberto I to kopia Galerii Wiktora Emanuela w Mediolanie. Nieprawda. To neorenesansowa budowla neapolitańska stała się wzorem dla lombardzkiej stolicy. Tutaj jednak nikt nie przychodzi robić zakupów w luksusowych butikach włoskich projektantów. W pasażu wieczorami tańczy się tango. Piazza del Plebiscito, Palazzo Reale,Teatro San Carlo i Via Toledo. Obok głośny Il Vero Bar del Professore. Najpyszniejsza kawa pod słońcem – na gorąco, albo mrożona, klasyczna lub o smaku orzecha – nie ma sobie równych.
Napoli sotteranea to ukryta pod ziemią historia miasta, sięgająca 5000 lat wstecz. Od końca epoki prehistorycznej, poprzez Neapolis i greckie hipogea, rzymski teatr oraz akwedukt, tunel z czasów panowania Burbonów, kolejny akwedukt z XIX wieku, w końcu Muzeum II Wojny Światowej. Znów pizza.
Wreszcie zatoka neapolitańska oraz port. Malownicza panorama tarasowo położonego miasta. Powraca gwar, bałagan i zaduch pomieszany z wonią ryb. Głośne rozmowy w lokalnym dialekcie. Castel Nuovo – pamiątka po panowaniu hiszpańskich Aragonów. Wezuwiusz. Morze Tyrreńskie. Capri. Ischia. Procida. Pizza…pizza…turkusowe wody Morza Śródziemnego… i jeszcze raz pizza.
Fantastyczny opis miasta! Widziałam parę lat temu dokument o Neapolu i to, co piszesz oddaje dokładnie ten sam klimat 🙂
Bardzo Ci dziękuję! :*
Jestem zafascynowany serialem Gomorra, właśnie skończyłem ostatni sezon i chcę do Neapolu 😉 niekoniecznie spotkać się z mafią ale po to, aby poczuć klimat tego ciekawego miasta. A poza tym tak jak piszesz – pizza, pizza i jeszcze raz pizza 😉
Jednak jedzenie w podróży jest najważniejsze 🙂 Dzięki za inspirację <3