Jednym z symboli Mediolanu jest fresk “Ostatnia Wieczerza” namalowany przez Leonarda da Vinci. Bilety wstępu należy zamówić na kilka miesięcy wstecz, w kasie trzeba się stawić pół godziny przed planowaną wizytą. Kiedy w końcu nadejdzie moment zwiedzania, stłoczeni w grupie turystów spragnionych sztuki przez duże “S”, musimy zmierzyć się z kolejnymi dziedzińcami zamykanymi przez sterowane bramy, otwierające się dopiero po zablokowaniu każdej poprzedniej. W ręku trzymamy broszurę wyjaśniającą problematykę renesansowego fresku, jednak ściśnięci w tłumie, poniekąd ogłupieni, nie bardzo znajdujemy odpowiedni moment na jej przestudiowanie. Po dzwonku wreszcie wchodzimy do środka. Mamy do dyspozycji bagatela 15 minut z mistrzem da Vinci. Po upływie kwadransa głos z taśmy zaprasza nas w stronę wyjścia. Opuszczamy Wieczernik, a za przeszkloną bramą czeka już kolejna grupa zwiedzających. Zamawiać zatem bilety, czy może lepiej “Ostatnią Wieczerzę” odpuścić?
Oglądać “Ostatnią Wieczerzę” bo:
- Leonardo da Vinci był genialnym artystą. To jedna z czołowych postaci renesansu i wybitny umysł tamtej epoki.
- “Ostatnia Wieczerza”, podobnie jak np. “Mona Lisa” są dziełami sztuki par excellence, zatem takimi, które raz w życiu należy zobaczyć.
- Każdy kto, zawita do Mediolanu i kto chce lepiej poznać dzieje miasta prędzej czy później na ślady Leonarda da Vinci natrafi. Korzystając z okazji, gorąco polecam Winnicę Leonarda.
- Kultury nigdy za wiele; drobna refleksja lub poważniejsza kontemplacja są zawsze na miejscu.
- Powodem Waszego zainteresowania Wieczernikiem jest lektura książki Dana Browna, tajemnica koronek na obrusie, chęć przekonania się co jedzą Chrystus i apostołowie lub jakaś inna zagadka? Świetnie – każdy powód jest dobry!
Nie oglądać “Ostatniej Wieczerzy” bo:
- “Ostatnia Wieczerza” jest tak bardzo znana, że każdy z nas przechowuje jej pełny obraz w głowie i wierzcie mi, nie odbiega on od mediolańskiego pierwowzoru.
- Zwiedzanie na czas do specjalnie przyjemnych nie należy. Osobiście nie lubię kiedy ktoś odgórnie określa kiedy mamy wejść i kiedy wyjść z danego miejsca.
- Stłoczeni w grupie, przepuszczani przez kolejne, szczelnie zamykane dziedzińce klasztoru przy kościele Santa Maria delle Grazie, w pewien sposób ogłupieni, zatracamy sens naszej wyprawy.
- W zatłoczonym Wieczerniku ciężko jest znaleźć czas na refleksję lub kontemplację “Ostatniej Wieczerzy”.
- Zaciera się całkowicie granica między kulturą wysokich lotów a komercją.
Wybór, Drodzy Moi, należy do Was!
Rezerwacje online: www.vivaticket.it
A presto!
Ania
P.S. Pamiętaj, że czekam na Ciebie na Facebooku oraz na Instagramie. Jestem tam codziennie i zamieszczam jeszcze więcej włoskich ciekawostek oraz zdjęć.
Procedura podobna, jak przy oglądaniu fresków Giotta w kaplicy Scrovegnich w Padwie, chyba trzeba pogodzić się z komercyjnym podejściem do sztuki, lepiej w ten sposób oglądać niż wcale. “Ostatnią Wieczerzę” planuję mimo wszystko zobaczyć w jej naturalnym otoczenie – Kościół Santa Maria delle Grazzie.
Mnie takie komercyjne podejście do sztuki nie odpowiada, czasem jednak trzeba pójść na kompromis.
Po pierwsze Ostatnia Wieczerza to nie jest fresk. Po drugie myśląc tak jak Ty można się w ogóle z domu nie ruszać bo po co skoro każdy wie jak wyglądają piramidy, wielki mur chiński i wieża Eiffla. Zestawienie za i przeciw też trochę słabe. Oglądając Mona Lisę też się tloczysz wśród innych a jednak warto. Najwyraźniej Tobie obcowanie ze sztuka nie jest specjalnie potrzebne, Twój wybór.
Po pierwsze również życzę Ci Wesołych Świąt. Po drugie, gdybyś uważniej przejrzała moją stronę, wiedziałabyś, czy temat sztuki jest mi bliski. Nie przemawia do mnie forma zwiedzania Wieczernika, podobnie jak nie podobał mi się bezmyślny tłum stłoczony przed niewielkim portretem Mony Lisy i jeszcze kilka innych miejsc na ziemi. Są dzieła sztuki i obiekty, które współcześnie mają więcej wspólnego z Disneylandem. Na szczęście są inne, równie piękne, ale mniej spopularyzowane. Te drugie warto podziwiać w spokoju. Mam prawo do własnej opinii jak każdy człowiek. Możesz się ze mną nie zgadzać, ale nie musisz obrażać. Jeśli natomiast chcesz napisać kilka słów o technice, jaką posłużył się Leonardo – proszę bardzo, pisz.
Do Santa Maria della Grazie wpuszczają tylko po 15 osób. Nie więcej. Więc zwiedza się jak dla mnie komfortowo. Te kilkanaście minut też wystarczy żeby pocieszyć oczy. Ku mojemu zdziwieniu można robić zdjęcia, tylko wiadomo bez lampy. Ale jednak nie wszędzie można było. Ja byłam tam w godzinach porannych koło 8. Szczerze polecam. Coś pięknego.
Dzień dobry, jak wygląda wejście z małym plecakiem? Czy jest możliwe? Czy trzeba zostawić plecak w przechowywali, jeśli taka się w pobliżu znajduje?