Powoli rozpędza się sezon świąteczny. Ruszają jarmarki, na ulicach montowane są lampki i dekoracje. 8 grudnia cała Italia, niczym na hejnał, ubierze choinki, postawi bożonarodzeniowe szopki, a miasta rozbłysną światełkami. Na razie wszyscy dogadzają podniebieniu, zajadając się świąteczną babką panettone. Bez większego problemu można ją już dostać w Polsce, co więcej sklepikarze nie importują jej więcej w okolicach kwietnia, ale właśnie teraz. Panettone jest wynalazkiem mediolańskim, jednak już od dawna króluje na całym półwyspie, a w okresie świątecznym, w każdym domu, przynajmniej cztery opakowania stoją pod choinką (otwiera się je w miarę potrzeby). Mój bliski przyjaciel Piero wcina po kawałku panettone każdego roku na śniadanie, zaczynając od pierwszych dni listopada. Swój rytuał kończy w drugiej połowie stycznia.
Z historią panettone wiążą się rozmaite legendy. Ja piszę o tej najgłośniejszej, a dla znających włoski dorzucam filmik z kreskówką ilustrującą opowieść.
Rzecz działa się w okresie renesansu, w XV wieku. Dwór Ludovico il Moro był jednym z najokazalszych w całych Włoszech. Książę był bardzo hojny i sprawiedliwy. W gronie jego faworytów znalazł się giermek Giacometto degli Atellani, któremu sprezentował dom. Budynek ten można oglądać jeszcze dzisiaj. Stoi przy corso Magenta naprzeciwko kościoła Santa Maria delle Grazie, w którym w tamtych czasach Leonardo da Vinci malował “Ostatnią Wieczerzę”. Wieść niesie, że owa kamienica stała się miejscem spotkań najwspanialszych umysłów epoki i najpiękniejszych dam. I tylko syn Giacomo – Ughetto – nie brał udziału w hucznych zabawach. W naszych polskich realiach należałoby napisać, że zakochał się w pewnej białogłowie. Myślę jednak, że jako Włoszka, Adalgisa była brunetką. Pochodziła z biednego domu, dlatego rodzina Ughetta sprzeciwiała się ich miłości. Spotykali się zatem potajemnie, nocą. Dziewczyna była córką piekarza o imieniu Toni. Interes szedł mu raczej nędznie i zawsze przegrywał z konkurencyjną piekarnią. Pewnego dnia Ughetto wpadł na pomysł aby dodać do chleba masło, cukier oraz jajka. Idea odniosła natychmiastowy sukces. Na fali entuzjazmu przepis wzbogacono o cytron i rodzynki. Cała wieś, spragniona fenomenalnego wypieku, ustawiała się w kolejce do piekarni. Toni stał się w końcu bogaty i nic już nie przeszkadzało płomiennemu uczuciu Ughetta i Adalgisy.
“Pan di Toni” znaczy “chleb Toniego” – stąd rzekomo wywodzi się nazwa panettone.
Ania
P. S. Jak zawsze serdecznie zapraszam na blogowego Facebooka oraz na Instagrama. Zamieszczam tam więcej ciekawostek, więcej zdjęć, po prostu więcej Włoch.
Nie znałam tej historii, super!
Ja co roku piekę Colombę na Wielkanoc, Panettone jeszcze nie próbowałam 😉
Tanto di capello za domową colombę. Powinnaś spróbować upiec panettone! 🙂
Może w tym roku właśnie to zrobię! Twój post mnie natchnal 🙂 colomba wymaga dwóch dni, ale tak bardzo warto! Kiedyś wrzuce przepis 🙂