9 włoskich faktów z mojego życia na inaugurację 9 roku we Włoszech
1. W moich żyłach poza polską, płynie również krew rosyjska i hiszpańska. Andaluzyjskie geny mają się chyba całkiem dobrze, bo na myśl o południu – także tym włoskim – od razu śmieje mi się buzia. Przynajmniej tak twierdzą niektórzy znajomi.
2. Po raz pierwszy odwiedziłam Włochy jako trzyletnia dziewczynka. Od tamtej pory spędziłam w Italii wiele pięknych wakacji, a później postanowiłam tutaj zamieszkać. Najczęściej bywałam w Wenecji, nad jeziorem Garda i w Luni, czyli miejscowości leżącej obok kamieniołomów marmuru w Carrarze.
3. Bawiłam się na wykopaliskach w Luni i w Willi Katullusa w Sirmione. Zawdzięczam to dziadkowi, który jest architektem i przez wiele lat mierzył i rysował rekonstrukcje rzymskich budowli.
4. Włoskiego uczyłam się w liceum w Warszawie, a nawet zdawałam maturę z tego języka. Udało mi się również dostać stypendium od Włoskiego Instytutu Kultury. Dzięki niemu w 2000 roku spędziłam 4 cudowne tygodnie we Florencji. Rano chodziłam do szkoły, popołudniami zwiedzaliśmy. Mieszkanie dzieliłam z dwójką Japończyków. Wtedy po raz pierwszy skosztowałam sushi.
5. Jeszcze w liceum byliśmy na wymianie językowej w Genui. Każdego z nas gościła włoska rodzina. Po kilku miesiącach Włosi odwiedzili nas w Warszawie. W tamtych czasach internet raczkował, nie było Facebooka, ani WhatsAppa. Pisaliśmy do siebie listy. Myślę, że jestem jedyną osobą z mojej klasy, która do dzisiaj ma realny kontakt z dwójką poznanych wówczas Włochów.
6. Polski przekład książki Roberta Calassa “Zaślubiny Kadmosa z Harmonią” (tłumaczył Stanisław Kasprzysiak) dedykowany jest mojej skromnej osobie.
7. Studiowałam archeologię na Uniwersytecie Warszawskim, a później na Università degli Studi di Milano. Od samego początku rozumiałam wszystko, jednak notatki robiłam po polsku. Nauka do pierwszego egzaminu była sporym wyzwaniem, bo musiałam od początku tłumaczyć moje zapiski. Ostatecznie pożyczyłam notatki od pewnej sympatycznej Włoszki. W kolejnym semestrze bez problemu pisałam po włosku (na pewno z błędami, ale co tam!).
8. Przez pierwsze 3 lata po przeprowadzce do Italii mieszkałam w Mediolanie, koło Via Moscova, przy Parco Sempione. Gościli mnie włoscy przyjaciele rodziny – Piero i Mimosa. Oni spędzali większość czasu w podmiejskim domu, a ja opiekowałam się mediolańskim mieszkaniem i kotami. Często spotykaliśmy się w Mediolanie. Dzięki nim przez moment miałam okazję być częścią “mediolańskiego światka” i poznać miejsca, w których bywają rodowici mediolańczycy. Kiedy urodziły się kociątka, dwie z nich zaadoptowały moja mama i siostry. Dzieje naszych rodzin od dawna mocno się między sobą przeplatają. Piero to bratanek Henryka Warsa – przedwojennego kompozytora i autora takich przebojów jak “Miłość ci wszystko wybaczy”, “Umówiłem się z nią na dziewiątą”, czy kołysanki “Ach, śpij kochanie”. Siostra Warsa miała na imię Franciszka i była żoną znanego archeologa Antonia Frovy, który przyjaźnił się z moim dziadkiem.
9. Od 2013 roku mieszkam z moim mężem Damiano, który dzielnie fotografuje nasze podróże i moje kulinarne poczynania. Mamy niespełna dwuletnią córeczkę, której daliśmy na imię Francesca. Jest to moje podziękowanie dla Piera, za wielkie oparcie, przyjaźń i wprowadzenie we włoskie realia.
Mam nadzieję, że teraz wiecie o mnie trochę więcej i jeszcze chętniej będziecie czytać bloga. Może nawet polecicie go swoim znajomym?
A presto!
Ania
P.S. Jeśli spodobał Ci się ten wpis albo masz jakieś pytanie, zostaw pod tekstem komentarz. Pamiętaj też, że czekam na Ciebie na Facebooku oraz na Instagramie. Jestem tam codziennie i zamieszczam jeszcze więcej włoskich ciekawostek oraz zdjęć.
Dzien dobry Aniu.. z przyjemnoscia przeczytalam Twoj wpis. Czytam Twoj blog, obserwuje Cie nna fb. POchwale sie w pazdzierniku z kolezanka jedziemy na poludnie italii, puglia. W planach na nastepny rok mam w planach milano z bergamo.Boje sie czy dam to ogarnac.. Pozdrawiam
Dziękuję! Na pewno wszystko będzie dobrze. W kwestii Mediolanu i Bergamo chętnie pomogę. Udanej wyprawy 🙂
Pięknie opowiedziane historię.
Życiorys, bogaty w miejsca, osoby i wydarzenia, zainteresowałam się książką Roberto Calasso “Zaślubiny ..” tym bardziej, że w znakomitym przekładzie St. Kasprzysiaka. Cenię sobie w moim księgozbiorze książkę “Gepard” G.T. Lampedusy właśnie w tłumaczeniu St. Kasprzysiaka, wirtuozja słowa, wyobrażam sobie, że ta dedykowana Tobie jest równie pięknie napisana, podnosi( w pozytywnym sensie) taka piękna dedykacja. Z załączonych fotografii patrzy śliczna dziewczynka, dzieciństwo spędzone w Italii, w towarzystwie ukochanego dziadka( tu zabrakło mi parę myśli o dziadku architekcie) wyobrażam sobie było pewnie szczęśliwe i radosne. Nieocenione są bowiem chwile spędzane razem dziadków i wnuków. Zaglądam na twój blog, choć może nie tak często, jak bym chciała, piszesz interesująco. Pozdrawiam.