Siadając do podsumowania 2018 roku, przekonałam się ile pięknych momentów podarowało mi ostatnich 12 miesięcy. Zdecydowanie za często narzekamy, widzimy zbyt wiele negatywów. Nie chcę więcej w taki sposób odbierać życia, dlatego postanowiłam na moim biurku postawić pusty słoik. Za każdym razem, kiedy przydarzy mi się coś przyjemnego, zapiszę to sobie na kartce i wrzucę do środka. To będą wielkie i małe rzeczy. Mam nadzieję, że z upływem kolejnych miesięcy słoik zamienię na wazon, a w Sylwestra, czekając, aż wybije północ, prześledzę z uśmiechem na ustach wszystkie cudne wspomnienia.
STYCZEŃ
Nowy Rok przywitaliśmy w Polsce – tradycyjnie już w domu i przy butelce włoskich bąbelków. Nie mogło zabraknąć sztucznych ogni.
A przed szampańską imprezą odwiedziliśmy Królewski Ogród Światła przy pałacu w Wilanowie. Każdego roku świąteczne dekoracje Warszawy wprawiają nas w zachwyt.
Zmęczeni długą podróżą powrotną z Polski do Włoch razem z malutkim dzieckiem i dwoma pieskami regenerowaliśmy się właściwie przez cały styczeń. Pomocne nam w tym było światło, którego we Włoszech o tej porze roku jest znacznie więcej i sycylijskie pomarańcze. Przepis na pyszną tartę ze zdjęcia poniżej znajdziecie TUTAJ.
LUTY
W lutym zwiedzaliśmy urocze zakamarki Mediolanu. Bardzo lubię secesję. Kilka razy pisałam o niej na blogu. Bez wątpienia stolica Lombardii ma pod tym kątem wiele do zaoferowania. Zimą 2018 roku stworzyłam dla Was autorski przewodnik śladami mediolańskiej secesji.
Włócząc się po mieście, wpadliśmy na różowe flamingi. O tym, gdzie można je spotkać, przeczytacie TUTAJ.
Natknęliśmy się również na najstarszy domofon, jaki znajduje się w Mediolanie. Jego historię opisałam TUTAJ.
Stało się już tradycją, że każdego roku w zimie odwiedzamy Ligurię. Mediolańskiej mgle, szażyźnie i wilgoci przeciwstawiamy turkusowe morze i kolorowe kwiaty. W minionym roku byliśmy w położonym zaraz za Genuą Pieve Ligure.
Podczas Mediolańskiego Tygodnia Mody na Via Montenapoleone wpadłam na Ridge’a.
MARZEC
8 marca świętujemy Dzień Kobiet. O włoskich tradycjach związanych z tym dniem pisałam TUTAJ. W słonecznej Italii kobiety obdarowuje się gałązkami mimozy. Przy okazji przypominam przepis na koktajl Mimosa.
W marcu 2018 po raz pierwszy odwiedziłam Sycylię. Wylądowaliśmy w Palermo. To nie była miłość od pierwszego wejrzenia, co nie zmienia faktu, że na wyspę nie raz jeszcze wrócę. Miasto jest specyficzne. O tym, jak się do niego przekonać pisałam TUTAJ.
Osobny artykuł poświęciłam Kaplicy Palatyńskiej, którą zwiedzaliśmy w wyjątkowych okolicznościach, bo po zamknięciu. Szczegóły w LINKU.
Palermo słynie z doskonałego jedzenia. Przekonywaliśmy się o tym na każdym kroku. Podczas śniadania zaraz po przylocie, gdzie zjadłam obłędnego rogalika z boskim nadzieniem pistacjowym, podczas spacerów między targami Vuccirìa i Ballarò, w niezliczonej ilości barów, w jakich mąż testował arancini. Kulinarne TOP 3 opisałam TUTAJ.
Z Palermo przejechaliśmy się na wycieczkę do górującego nad nim Monreale, słynnego ze względu na obecność arabsko-normańskiej katedry z oszałamiającymi mozaikami.
Zeszłoroczną Wielkanoc spędziliśmy w Comacchio. Niewielkie miasteczko położone blisko Ferrary nazywane bywa Małą Wenecją. Zwiedziliśmy je w Wielką Sobotę. O sekretach Comacchio pisałam TUTAJ.
KWIECIEŃ
W Wielkanocny poranek zajadaliśmy się pistacjową colombą.
Po śniadaniu wybraliśmy się na wycieczkę do Rawenny. 1 kwietnia 2018 wypadła nie tylko Wielkanoc, ale i pierwsza niedziela miesiąca. Do niedawna w każdą pierwszą niedzielę miesiąca wstęp do wszystkich włoskich muzeów państwowych był darmowy. Dzięki tej inicjatywie zobaczyliśmy sporo pięknych mozaik.
Tamtego dnia była bardzo słoneczna pogoda. W drodze powrotnej do Comacchio zatrzymaliśmy się na plaży w Lido degli Estensi.
W kwietniu dużo eksperymentowałam z karczochami. Wypróbowaliśmy kilka wersji, ale naszym podniebieniom najbardziej przypadły do gustu karczochy po sycylijsku. Przepisem na nie podzieliłam się z Wami na blogu TUTAJ.
Jak co roku wybraliśmy się na mediolańskie święto designu, czyli Fuorisalone.
Przy tej okazji odwiedziliśmy siedzibę redakcji włoskiego Vogue’a. Mąż sfotografował mnie w gabinecie, gdzie do niedawna urzędowała Franca Sozzani.
Odkryliśmy piękny zakamarek Mediolanu, jaki znajduje się na tyłach Naviglio Grande i który przypomina o tym, jak miasto wyglądało kiedyś.
A przy Spritz’u jaki wypiliśmy w moim ulubionym barze Jamaica, usłyszeliśmy od właścicielki ciekawą historię tego drinka. Opisałam ją TUTAJ.
MAJ
W maju pogoda nie była dla nas łaskawa. Głównie padało i bardzo tęskniliśmy za słońcem. Mimo nieprzyjaznej aury wybraliśmy się do uroczego Camogli. Od blisko siedemdziesięciu lat w połowie maja odbywa się tam rybny festyn. Dla mnie każda okazja do odwiedzenia Ligurii jest dobra, a jeśli wiem, że podadzą mi fritto misto, wtedy jestem w kulinarnym raju.
Naturalnie nie odmówiliśmy sobie fritto misto.
21 maja postarzałam się o kolejny rok. Na tę okazję przygotowałam konfiturę z płatków róży pochodzącej z własnego ogrodu i tort różany.
Bez żadnej konkretnej okazji zajadaliśmy się truskawkowym tiramisù.
CZERWIEC
W czerwcu obchodziliśmy drugą rocznicę ślubu. Zostawiliśmy córeczkę pod opieką włoskich dziadków i wybraliśmy się na romantyczny weekend do Lunigiany, czyli do miejsca, które znajduje się na skraju Ligurii i Toskanii. Spaliśmy w magicznym gospodarstwie agroturystycznym La Burlanda.
Tam też delektowaliśmy się pyszną kuchnią i białym winem Vermentino. O tym, co jeść w Ligurii przeczytacie TUTAJ.
Zobaczyliśmy wtedy średniowieczne Fosdinovo z zamkiem, w którym bywał Dante Alighieri i gdzie może przenocować każdy śmiertelnik.
Byliśmy w miejscach mojego dzieciństwa: po pierwsze w antycznym rzymskim mieście Luni, gdzie odwiedziłam dawnych przyjaciół i w kamieniołomach marmuru karraryjskiego. Gotowy plan ich zwiedzania znajdziecie w LINKU.
Sobotnie popołudnie spędziliśmy w położonym obok Portovenere miasteczku Lerici.
LIPIEC
W lipcu poleciałam z córeczką na dwa tygodnie do Polski. To był czas pierogów, kotletów mielonych, ogórków małosolnych, a przede wszystkim czas spędzony z polską rodziną i z przyjaciółmi z dawnych lat. Korzystałam z pobytu w Warszawie na całego. Z wyprawy do Muzeum Polin na wydarzenie “Łąka u Leśmiana” zupełnie przypadkowo pozostała nam cudowna pamiątka. Na filmiku powstałym na potrzeby muzeum, aktorzy czytają wiersze Leśmiana. Za nimi w wózeczku siedzi moje dziecko.
Włoskie lato to niekoniecznie sezon ogórkowy, ale cukiniowy już tak. Co roku mamy w domu zatrzęsienie cukinii. Trzeba się mocno natrudzić i nagimnastykować, żeby je wszystkie zjeść i nie zamęczyć przy tym rodziny. Hitem lata 2018 stała się dla nas parmigiana z cukinii. Przepis w LINKU.
Zaraz po powrocie do Włoch stęskniony mąż zabrał nas na wycieczkę nad jezioro Maggiore. Odwiedziliśmy urokliwą Stresę.
SIERPIEŃ
W sierpniu zdjęcia mojego męża robione pod kątem bloga zostały zaprezentowane na wystawie towarzyszącej wydarzeniu Kulturalny Weekend, odbywającemu się w warszawskiej Galerii Etos. Przez dwa sierpniowe dni na Placu Trzech Krzyży było bardzo włosko.
My tymczasem spacerowaliśmy po wyludnionym Mediolanie. Lubię to robić w sierpniu, bo można wtedy odkryć nieznane i urzekające zakątki miasta zasłonięte na co dzień przez wszechobecne samochody i skutery. Udało mi się zakraść na dziedziniec należącego do duetu Dolce&Gabbana Baru Martini. Nigdy w tym miejscu nie jest pusto jak na zdjęciu. Więcej o lokalu pisałam TUTAJ.
2018 rok był rokiem wielu ciekawych wypraw. Wiosną po raz pierwszy znalazłam się na Sycylii, a w sierpniu w Apulii. Drugą połowę miesiąca spędziliśmy na cudnym Półwyspie Gargano.
Poza piękną naturą, turkusowym morzem i urokliwymi miasteczkami, delektowaliśmy się lokalną kuchnią. Któregoś dnia mąż o świcie pojechał do portu, kupił świeże ryby i owoce morza, a ja wyczarowałam z nich spaghetti alle vongole. Przepis opublikowałam TUTAJ.
W drodze powrotnej zrobiliśmy sobie krótki przystanek w regionie Marche i tym samym zobaczyliśmy Ankonę.
WRZESIEŃ
We wrześniu podróżowaliśmy szlakiem wina. Odwiedziliśmy m.in. San Colombano al Lambro, które jest jedynym miejscem w prowincji Mediolan, gdzie produkowane jest wino DOC. Pisałam o nim TUTAJ.
Byliśmy nad jeziorem Garda.
Wróciliśmy do wyjątkowego miasteczka, położonego w regionie Emilia Romania. Na początku XX wieku książę Visconti postanowił przemienić przylegającą do zamku wioskę w stylizowaną na średniowieczną osadę. Organizowane są tutaj najrozmaitsze wydarzenia, takie jak. np. pochody w strojach z epoki, bożonarodzeniowe jarmarki albo festiwal gnocco fritto. Kuchnia regionalna jest wyborna. O Grazzano Visconti pisałam TUTAJ.
Kiedy wpadł mi w ręce ten przepis od razu wiedziałam, że przypadniemy sobie do gustu. Rustykalne calzone z apulijskimi cebulkami sponsali, to jest to! Oryginalną cebulę można zastąpić mieszanką białej cebuli i pora. Przepis w LINKU.
PAŹDZIERNIK
W październiku moja teściowa odwiedziła Wybrzeże Amalfi. Jak zawsze, tak i tym razem przywiozła nam lokalne przysmaki. Była wśród nich mieszanka gotowa do przygotowania cytrynowego risotta. Danie zainspirowało nas do poszukania i wypróbowania tradycyjnego przepisu, który naturalnie pojawił się na blogu – link TUTAJ.
Od dłuższego czasu planowałam odwiedzić mało znane wśród turystów miejsce, które znajduje się naprzeciwko mediolańskiego wieczernika. W końcu nam się to udało i zobaczyliśmy Winnicę Leonarda da Vinci (la Vigna di Leonardo).
Od trzech lat zawsze w październiku odwiedzamy położoną za Bergamo Val Brembana i za każdym razem trafiamy na piękną pogodę. W dolinie znajduje się miasteczko-widmo, czyli secesyjne San Pellegrino Terme.
W Val Brembana jada się polentę. Powszechnie jada się również w Lombardii i w całej północnej części Włoch. Jesienią postanowiłam przekonać Was do tej odmiany kaszy i zaczęłam publikować ciekawe przepisy. Znajdziecie je TUTAJ.
LISTOPAD
Na początku miesiąca poznaliśmy się bliżej z mistrzem Armanim, odwiedzając tzw. Silos Armani, czyli jego autorskie muzeum.
Na urodziny zaprosiłam męża do muzeum. Koncepcja była banalnie prosta – najpierw zwiedzamy ekspozycję, a później pijemy aperitif w muzealnych kuluarach. Więcej o takim rozwiązaniu przeczytacie w LINKU.
W listopadzie swoje drugie urodziny świętowała nasza córeczka.
GRUDZIEŃ
Przez niemal cały miesiąc oglądaliśmy Mediolan w świątecznym wydaniu. Na Facebooku prowadziłam #KalendarzAdwentówy2018 (do odnalezienia pod tym hashtagiem), gdzie wspólnie z innymi blogerkami mieszkającymi w Italii opowiadałyśmy Wam o włoskich zwyczajach bożonarodzeniowych.
W międzyczasie wyskoczyliśmy do Wenecji. Grudzień, podobnie jak styczeń to najlepszy moment na odwiedzenie miasta. Turystów jest wtedy jak na lekarstwo, dzięki czemu jakość zwiedzania jest kompletnie inna.
Do Bazyliki św. Marka weszliśmy bez żadnej kolejki. Mozaiki podziwialiśmy w spokoju, a przy okazji zobaczyliśmy piękną szopkę, wykonaną ze szkła dmuchanego na Murano.
Obiad zjedliśmy w mojej ulubionej knajpce, o której pisałam TUTAJ.
A na święta tradycyjnie wybraliśmy się do Warszawy, nocując po drodze w San Daniele del Friuli (tamtejsza szynka jest obłędna!) i w Wiedniu.
Na koniec muszę Wam się do czegoś przyznać. W 2018 roku zainwestowaliśmy w kijek do robienia selfie. Specjalnego użytku z niego nie zrobiliśmy, ale rodzinną fotkę znad jeziora Como mamy!
A presto!
Ania
P.S. Jeśli spodobał Ci się ten wpis albo masz jakieś pytanie, zostaw pod tekstem komentarz. Pamiętaj też, że czekam na Ciebie na Facebooku oraz na Instagramie. Jestem tam codziennie i zamieszczam jeszcze więcej włoskich ciekawostek oraz zdjęć.